Zima i zimno.
Nagrania z próby.
Próba przed koncertem - 13.12.1986
Taka piąta rocznica.
Klub Pod Krechą - Kielce.
Jarp stara - chyba bułgarska gitara, z fuzzem co przeżył obydwie wojny.
Gitara wiodła własny, głośny żywot.
Grała!
Większość dźwięków gitara wydawała sama, bez pomocy Jarpa.
Po zdjęciu rąk ze strun, można było słuchać Wolnej Europy.
Gitara - legenda, mokry sen nagłośnieniowców.
Jarp miał patent na poskromienie tej samowoli.
Do prawego nadgarstka przywiązywał jeden koniec starej struny, drugi koniec przywiązywał do mostka gitary.
Wolna Europa zagłuszona!
I jazda.
Rysiu miał dziedziczonego od pokoleń Lotosa.
Defila Lotosa.
Pomalowany - nielakierowany!
Grubym włosem na czarno, warstwą farby przypominającą rozlany kisiel.
A na tym burzliwie pięknym tle dumnie prezentowały się dwa białe przetworniki, wystane w kolejce do Centrali Muzycznej na Sienkiewicza.
Przetworniki miały pasmo ówczesnych słuchawek telefonicznych, ale były białe i nowe.
Na czarnym glucie.
Piękne!
Rysiu był z nich dumny, klangował jak nawiedzony taksówkarz…
Broda!
Brodaaa!
Słuchaj!
Bang! Bang! Bidi Bang! Bidi Bang! Bang…
Jarek!
Patrz!
Bynk! Bynk! Ciang! Ciang!
Z karata!
Ciach!
Na jednym z koncertów w Krakowie, akustyk widząc nasze gitary zaproponował, że własnoręcznie utopi je w Wiśle.
Była niedaleko ta Wisła.
Taki fajny?
Jak barman co ocenia ludzi po kieszeniach?
Czarnów zabulgotał!
W zamian ze sceny został milutko poproszony o małą gimnastykę.
Podnieś lewą rękę do góry.
Dobrze!
A teraz prawą!
Bardzo ładnie!
A teraz, skurwysynu, trzymaj je tak do końca koncertu!
Gały w piecach na maksa.
Oczywiście!
Kajtek wiadomo, spóźniony.
Spocony, wkurwiony, po wizycie na Pakoszu, po jeździe Czwórką bez biletu.
Zawsze w skórze i stylowych laczkach.
Przytłoczony białym workiem, z którym niezwykle delikatnie się obchodził. Wsadził go zapobiegliwie do centralki od perkusji.
Cwany syn Czarnowa.
Wiedział, że gdy wzrok zgubi worka ślad, zostanie jedynie kaucja.
Po Zemście Jędrzejowa.
Masz pałeczki? No mam.. Gdzie? W sklepie.
Grzeczny był, mógł powiedzieć, że w dupie!
Z czasem oprócz pełnego wora, nosił również werbel.
Bez pokrowca, pod pachą, srebrny metalik.
Pałeczek dalej nie. Pałeczki są w sklepie.
W dupie są pałeczki okrężnicy.
Bez bredzenia o technice, bez ćwiczenia, siadał i grał.
Najszybsze pałki w mieście.
Broda wychudzony, już wyzbyty aspiracji wokalnych, skostniały po jesieni i zimie na próbach w baraku na Pakoszu.
Nie był ogrzewany, po co?
Mikrofon, czarna Unitra wpinana do jedynego Eltrona razem z basem i gitarą, skutecznie pozbawiła go złudzeń.
Abyś był słyszany, musisz po prostu drzeć mordę.
Nie popiskiwać, szukać melodii. Darł się, i tyle.
Po latach ktoś wspomniał, że mikrofon i tak był popsuty.
Więcej piwa - mniej techniki!
Rozkaz!
Obok baraku na próby na Pakoszu, w takim samym baraku było Studium Wojskowe. Ogrzewane!
Największą nagrodą za zimny Pakosz, był sklep.
Metalowy i zielony.
Mijany po drodze.
To jedno z trzech miejsc w Kielcach, gdzie dostarczano piwo.
Tak jest!
Na koniec.
Tak zwykł mawiać właściciel kluczy do budy na próby:
A tera – zagra!
Nasz kielecki, świetlicowy, osiedlowy, dzielnicowy - Pakoszowy,
zespół -
DEKRET!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz